Komentarz Jacka
Dream Theater to amerykański zespół progresywno-metalowy założony w 1985 roku pod nazwą Majesty przez Johna Petrucciego (g), Johna Myunga (bg) i Mike'a Portnoya (dr), którzy uczęszczali do Berklee College of Music w Bostonie. Edukacja muzyczna z pewnością przełożyła się na styl tworzonej przez nich muzyki. Wraz z Queensrÿche i Fates Warning zespół określany jest jako jednen z „wielkiej trójki” gatunku progresywnego metalu, będącej odpowiedzialnej za jego rozwój i popularyzację. To wzór i inspiracja dla tuzinów innych grup tego nurtu.
OaMoT: ta kompozycja zamyka pierwszy album zespołu. Jedyny z wokalistą Charlie'm Dominici'm. Zapowiada wielkie progresywne rodeo w kolejnych 30 latach. Mamy zmiany metrum, wyraźną (rewelacyjną) perkusję, mocną gitarę, odważny bas, klawisze trochę wycofane… ale mają też swój czas na popisy solowe. Końcówka to stopniowe budowanie napięcia (crescendo) aż do kulminacji.
I znowu - to wybitna płyta, największy komercyjny sukces grupy - stąd dwa utwory.
PMU: jedyne dzieło zespołu, które weszło na do listy 10 Top Hits i to bez specjalnej akcji promocyjnej. Po prostu utwór broni się sam! Nowy wokalista - James LaBrie - śpiewa z grupie do dziś. Niepokojący wstęp, a potem ciężki gitarowy riff, który przewija się przez pełne osiem minut. Refren łatwo wpada w pamięć. Bardzo sprawne obsługiwanie podwójnych bębnów taktowych to sygnaturka Mike’a Portnoya.
S: piękna ballada, ale temat zaraz po wstępie wchodzi w metrum 9/8 - trudno to zatańczyć. James demonstruje zasięg umiejętności wokalnych.
V: początek dosyć ostry, zawiłe, zmieniające się metrum… Tematem są choroby psychiczne i schizofrenia, głosy pod czaszką… Ostatni album z Kevinem Moorem na klawiszach. Od 7’20’’ - rewelacyjne gitarowe solo. Co za technika!
ACoS: na tej EPce jest tylko ta suita (23 minuty) plus materiał na żywo z klubu Ronniego Scotta. Łącznie prawie godzina materiału, ale EPka…Suita w siedmiu częściach bardziej ‘ostrych’ na początku, łagodniejąca pod koniec. Jak pisze Mike: “chodzi o cykl życia. […] wziąłem kilka incydentów z życia osobistego (np. utrata matki) i przekształciłem je w tekst utworu.” Derek Sherinian zawitał na instrumentach klawiszowych (warto zapamiętać to nazwisko).
UPS: to nie jest muzyka dla lekkoduchów… Duszny klimat, temat trudny (o molestowaniu), ciągnie się, pływa, aby od 3’15 wybuchnąć metalowo i potem napięcie tylko narasta. Co za żal, co za krzyk!Wspaniała kompozycja. Zespół walczył wtedy, czy nagrywać dłuższe, skomplikowane kompozycje, czy proste, “radionośne” (jak chciała tego wytwórnia płytowa). Tu wygrał Mike - z tym dłuższym materiałem.
TAMP: a tu wygrywa John z prostszym kawałkiem. Mike gra miotełkami, więc trochę ciszej i miękko. Taki kojący utwór, bardzo dobry na czas emocjonalnych wyzwań.
A to jest megadzieło, więc trzy utwory ilustrujące geniusz DT.
O: uwertura, jak przystało na rock-operę. Rewelacyjny kolaż, co za wirtuozeria. Dereka zastąpił Jordan Rudess - mistrz instrumentów klawiszowych - który w zespole gra do dziś. Dzieło opowiada o zamordowanej Victorii, pojawiającej się we wspomnieniach Nicolasa po wielu latach.
FT: orkiestracje autorstwa Jordana. Metalowe granie zaczyna się gdzieś od 3’50’’. Od 4’30’ rewelacyjny trick - odliczanie od 4, 3, 2, 1 - z solówką gitarową - stop - i odliczamy 1, 2, 3, 4 - z solówkami na klawiszach. Metrum nie z tej ziemi. Co za wyobraźnia!
TSCO: hymn o nieśmiertelności duszy. Mój przyjaciel puszcza go (i zaleca innym) gdy ktoś odchodzi na zawsze. Przepiękne solo Johna i symfoniczna końcówka Jordana. Wow.
M: mroczny klimat, dramaturgia narasta - od akustycznych klimatów po mocne metalowe brzmienie. Specjalność Dream Theater! Refren pokrętny, trochę ukłon w stronę Zappy. John zagrał solo, potem je puścił wspak i nauczył się je grać w ten sposób, pomagając sobie drobnymi efektami.
O: Drugą płytę zajmuje w całości tytułowa suita. Jordan ponownie przygotował orkiestracje. Dosłownie. Na koncertach wspomagała ich pełna orkiestra symfoniczna. To tylko zajawka.
SoC: bardzo metalowa płyta, ponoć nawet zraziła bardziej progresywnych fanów. Ale można znaleźć na niej i takie perełki. Metrum 5/4, instrumentalna przeprawa przez strumienie świadomości. Popisy gitarowe i klawiszowe muzyków technicznie niesamowicie sprawnych. Oczywiście Mike bryluje na perkusji.
O: to ósmy album grupy, więc mamy osiem utworów, każdy zaczyna się na inną nutę. Tytułowy, jako zwieńczenie, na F, oktawę wyżej niż pierwszy. Zespół chciał napisać epicki utwór, który rozwinąłaby się tematycznie, aż do wykorzystania orkiestry. Utwór pod silnym wpływem Genesis, Yes i Pink Floyd. Instrumentalny wstęp to ukłon w stronę „Shine On You Crazy Diamond”. Długa suita (24’) ale szybko wciąga, porywa i zachwyca.
MoS: opowieść o osobie, która umiera, ratując kobietę przed utonięciem. Jednak uratowana kobieta jest przepełniona „żalem i smutkiem”, dopóki nie połączy się ponownie ze swoim wybawcą. Piękne granie gitarowe Johna. A w instrumentalnej części fenomenalna gra Mike’a na jego rozbudowanym zestawie perkusyjnym (“Siamese Monster”).
CoT: chyba największe dzieło DT w rozdziale z Mike’m Portnoy'em (odejdzie z zespołu w 2010). John mówi, że utwór powstał na bazie jego autentycznych doświadczeń w Toskanii. Metrum 3/3, ale podane bardzo egzotycznie
(i oczywiście zmienia się często). Liryczny początek, metalowe rozwinięcie, od połowy powrót do Arkadii, akustyczne podsumowanie i klamrowe zamknięcie! Cudo.
OtBoA: za sterami perkusji usiadł… Mike Mangini (ten od Steva Vaia). Czy to ten sam zespół? Już nie. Ale kontynuuje tradycje. Trochę powrót do korzeni, więcej melodii, ale technicznie to dalej ekstraklasa!
TBP: piękne orkiestracje “made by Rudess”, odważne aranżacje na perkusji (Mike wypuszczony na wolność!), gitara jak czekolada i wzorowanie na Rush. Czuć swobodę grania muzyków.
A: zakończenie drugiego albumu koncepcyjnego grupy (trwa dwie godziny!) Zespół zrezygnował z mocnego brzmienia na rzecz partii fortepianowych, klasycznych chórów i arii orkiestrowych. Niezłe.
BW: bardziej zwarta i głośniejsza muzyka od poprzedniego albumu. To powrót do korzeni. Super utwór, perfekcyjnie zagrany - kolejna perełka w repertuarze.
Album pojawi się w 2022, ale mamy już singla. Powrót do metalowych korzeni? Ale struktura progresywna, egzotyczne metrum, szalony MM na bębnach. To będzie dobra płyta!
When Day and Dream Unite (1989)
- Only a Matter of Time
Images and Words (1992)
- Pull Me Under
- Surrounded
Awake (1994)
- Voices
A Change of Seasons (1995)
- A Change of Seasons
Falling Into Infinity (1997)
- Under Peruvian Skies
- Take Away My Pain
Metropolis pt. 2.Scenes from the Memory (2000)
- Overture 1928
- Fatal Tragedy
- The Spirit Carries On
Six Degrees of Inner Turbulence (2002)
- Missunderstood
- Overture
Train of Though (2003)
- Stream of Consciousness
Octavarium (2005)
- Octavarium
Systematic Chaos (2007)
- Ministry of Souls
Black Clouds and Silver Linings (2009)
- Count of Tuscany
A Dramatic Turn of Events (2011)
- On the Backs of Angels
Dream Theater (2013)
- The Bigger Picture
The Astonishing (2016)
- Astonishing
Distance over time (2018)
- Barstool Warrior
A View From the Top of the World (2021)
- The Alien
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.