Komentarz Jacka

Przeskok na drugą stronę oceanu do… Kanady. Od 1993 roku Devin stał się głośny na rynku muzycznym dzięki współpracy ze Stevem Vai’em. Śpiewał na jego trzeciej płycie i to śpiewał głośno! Jak pisze Wiki: “Jego styl produkcji, charakteryzujący się wielościeżkową ścianą dźwięku, został porównany do nagrań Roberta Frippa i Franka Zappy. Skala wokalna sięga od krzyku po śpiew operowy…” Jego pierwsze płyty były bardzo “heavy” (stąd jego ksywka ‘HevyDavy’) ale im dalej w las, tym łagodniał, choć nigdy nie do końca.

F: devin miał dużo trudności w nagrywaniu (miksowaniu) płyty w Hiszpanii. W końcu finalne wersje zostały wykradzione przez niego ze studia… Na dobry początek coś lżejszego. Jak pisał Metal Hammer “album koncepcyjny podobny do zmysłowości i eskapizmu Pink Floyd, jako że Devin lirycznie i muzycznie eksploruje prawdziwe i niezbyt podnoszące na duchu tematy, takie jak śmierć, izolacja i depresja.” Cudowny wokal, typowa dla niego ściana gitary…

T: to produkt załamania nerwowego (zaburzenia efektywne dwubiegunowe) tudzież eksperymentowania z LSD i psychodelikami. Trochę głośniej, mocne uderzenia (co za basowy wstrząs…), chóralne eskapady (Alleluja?), ale wierne trzymanie się akordu…

FOG: przybyło melodii; muzycy uzupełniają metalowe brzmienie elektronicznymi i akustycznymi wstawkami, które dają poczucie głębi (i pomysłowości). Plus za złożoność kompozycyjną.

K: to prawie trash metal (instrumentalnie), ale ma w sobie taki niebiański spokój (wokalnie)… jak niebieskie niebo nad burzowymi nimbusami. To niby najniższy punkt w karierze Dave’a. Utwór został nagrany jeszcze raz (12 lat później) ale to już były inne techniki nagrywania. Tu pozostaje piękny w swojej surowości.

C: pewnego ranka, podczas jazdy przez Kanadę ze swoim zespołem, Devin doznał inspiracji i zdecydował się napisać „introspektywny” album poświęcony swojej ojczyźnie. Stąd ta płyta, „wysoce ilustrowany strumień świadomości”- jak mówił. Więcej tu melodyki i atmosfery - czasami nawet podniosłej.

D: początek wręcz liryczny. Potem znowu gitarowa ściana dźwięku. Ale kluczem do zrozumienia utworu jest wokal Davina. Co za moc, co za harmonie, co za zasięg! Melodyką inspirowana Johnem Lennonem, Jimmie Hendrixem i Rush.

SL: bas w tym utworze stawia do pionu! To niby prosta kołysanka. Mimo hałasu mamy elementy prawie utworu muzyki klasycznej. Toż to prog właśnie! Wow - aż ciarki przechodzą.

SW: Dave pokusił się o parodię rock-opery. Ziltoid to postać z innego świata, szukająca “najlepszej filiżanki kawy we wszechświecie”. Tonacja utworu poważna, ale pamiętajmy, że to farsa… Mamy tu klimat operetki, częste zmiany tematu i rytmu, dialogi w tle. Ale to dalej heavy metal…Piękne crescendo od 6’50’’.

C: do dłuższej przerwie Davin wraca… z materiałem na cztery albumy (ponad 60 utworów!). Pierwszy to Ki zawierający motywy samokontroli i trzeźwości,  muzycznie subtelniejszy niż większość wcześniejszych prac artysty, składa się z elementów ambient rocka przeplatanego nieśmiałymi wybuchami heavy metalu. Cudowna odmiana.

S: tu trochę głośniej. Ale dalej sporo melodyki. Anneke van Giersbergen wspomaga Davina wokalnie. Rewelacyjny melanż. Podniosły nastrój dominuje.

PttW: pierwszy utwór albumu koncepcyjnego opisującego mężczyznę szukającego prawdziwej natury rzeczywistości. Wiele tu muzycznych warstw, ale pozostaje kompozycja innowacyjność Davina. Metal miesza się z lekkością szampana.

G: Devin przyznaje, że ten album „jest najdelikatniejszym (jak dotąd) i najładniejszym, jaki do tej pory zrobiłem”. To zupełnie nie pasuje do brzmienia HevyDavy’a. Katarina Natale jako wspomagający głos. Prawie ambient.

A: nie wychodzimy z nastrojów podniosłych. Ponownie słyszymy Anneke. Utwór mocniejszy ale nadal słychać takie uspokojenie. Davin już potrafi komponować na trzeźwo, ma wyrobioną metodę nagrywania. Dobrał wyborowych muzyków (nazywa to Devin Townsend Project) i komponuje. Jak pisze: “czułem się na tyle pewny siebie, by zawrzeć wszystkie te rzeczy na jednej płycie, coś między melodyjnym hard rockiem, schizofrenicznym heavy metalem, country i naprawdę ambientowym materiałem…Używam chóru gospel, sekcji smyczkowej i sekcji waltorni.” Paprykarz Szczeciński?

TC: a to duet z Che Aimee Dorval. Piękna nastrojowa płyta. Chyba country, gdyby nie te echa, głębie, rechot żab do księżyca. Delikatne solówki na gitarze, miotełki na bębnach (gra Morgan Ågren z formacji Kaipa - jeszcze wróci). Jak sam mówi: to brzmi jak nawiedzone utwory Johny’ego Cash’a. Trochę bluesa i wspaniała Che!!!

RC: druga część, a właściwie uzupełnienie historii o Ziltoidzie. Płyta mocna, bardzo heavy, ale wybrałem kawałek lżejszy, aby zniwelować różnice z poprzednim. Znowu cudowny, delikatny głos Anneke współgra z mocnym, chrapliwym brzmieniem wokalu Davina.

S: to pierwsza płyta, na której Devin poprosił swoich kompanów o wkład muzyczny. I to widać. Utwór jest produktem całego kwartetu Devin Townsend Project - i nabiera kształtów na prawdę wybitnych. Mamy pompatyczny refren, mocne bębny, ścianę dźwięku, orkiestrację… I ten jedyny w swoim rodzaju głos.

W: kończymy prawie symfonicznym wątkiem. To tylko w celu zademonstrowania potencjału tego wykonawcy. Co ciekawe: metalowy to tu mamy tylko głos… Całe wydawnictwo (dwupłytowe) jest jak bombonierka; każdy może w niej znaleźć smaczną pralinkę. Wspaniałe!

Ocean Machine  (1997)
- Funeral

Infinity (1998)
- Truth

Physicist (2000)
- Kingdom

Terria (2001)
- Canada

Accelerated Evolution (2003)
- Deadhead

Synchestra (2006)
- Simple Lullaby

Ziltoid the Omniscient (2007)
- Solar Winds

Ki  (2009)
- Coast

Addicted (2009)
- Supercrush!

Deconstruction (2011)
- Praise to the Lowered

Ghost (2011)
- Ghost

Epicloud (2012)
- Angel

Casualties of Cool (2014)
-  The Code

Z2 (2014)
- Rain City

Transcendence (2016)
- Stormbending

Empath (2019)
- Why?

Powrót

Devin Townsend

Strona www stworzona w kreatorze WebWave.